Był sobie On i Ona,
nie mieli syna ni córki,
nie mieli syna ni córki,
nie byli jeszcze starzy,
choć mieli nieco już z górki.
Tak dożywali dni swoich,
czekając na miejsce na górze,
On do niej mówił Kiciulu,
a Ona do niego Kocurze.
Pewnej jesiennej nocy
za oknem coś zapiszczało,
wstań, prosi Ona, Kocurze,
wstań, zobacz, co się tam stało!
Westchnął, narzucił kufajkę,
podciągnął spodnie piżamy,
zapuścił wzrok w czeluść nocy:
Któż to tak płacze do mamy?
Malutki kotek przed progiem
zapłakał w ciemność i ciszę...
Z oddali głos jeszcze dobiegł:
Pozdrawiam - święty Franciszek!
Wiersze z kotem, 2004, str. 4-5 (mój pierwszy koci wiersz)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz